W czwartek premier Mateusz Morawiecki minister pracy Marlena Maląg poinformowali, ile w 2024 roku wynosić będzie płaca minimalna. Kwota wynosić będzie docelowo 4300 zł – tyle, ile wskazywało rozporządzenie opublikowane w sierpniu. Stawka minimalna, również jak pierwotnie informował rząd, wynosić będzie od stycznia 27,70 a od lipca 28,10 zł.
Dzisiaj od strony formalnej przyjęliśmy płacę minimalną i stawkę minimalną, której w ogóle nie było za czasów Tuska – ogłosił premier w czwartek.
Minimalne wynagrodzenie będzie wynosić od stycznia 4242 zł brutto, a w lipcu 2024 roku wzrośnie do 4300 zł.
– Startowaliśmy z poziomu 1750 zł brutto. Warto podkreślić, że płaca netto dzięki naszej gigantycznej obniżce podatków będzie ponad dwa razy większa niż w czasach Platformy Obywatelskiej. To rewolucja solidarnościowa – stwierdził premier Morawiecki.
Podwyżkę wymusza wysoka inflacja
Nie wspomniał jednak o wprowadzeniu nowego sposobu rozliczania składki zdrowotnej. Wynosi ona 9 proc. i nie jest, jak wcześniej, odliczana od podatku. Kwota wolna rośnie dwukrotnie w ciągu roku nie ze względu na dobrą wolę rządu – tego wymagają przepisy. Podwyżkę wymusza wyjątkowo wysoka inflacja.
To będą dobre wiadomości dla Polaków, pokazujące, że to o czym mówimy, wdrażamy w życie – mówiła w czwartek minister Marlena Maląg, zapowiadając decyzję rządu.
Czy to faktycznie dobre wiadomości – dla pracujących i dla pracodawców?
“Płaca minimalna dla 27 proc. Polaków. Absurd”
Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP w rozmowie z money.pl zwraca uwagę, że płaca minimalna na poziomie 4300 zł miesięcznie w Polsce będzie dziewiątą największą płacą minimalną w całej UE.
Nie koresponduje to z zamożnością i wydajnością pracy w naszym kraju i prowadzi do kuriozalnych skutków. Płacę minimalną jeszcze w 2021 roku zarabiało 11 proc. Polaków zatrudnionych na etacie, w 2024 roku będzie to już 27 proc. To absurd – uważa Kamil Sobolewski.
Przedstawiciel Pracodawców RP wyjaśnia też, dlaczego takie równanie płac jest niebezpieczne. – Płaca minimalna nie powinna narzucać standardowego poziomu wynagrodzeń większości pracowników w gorzej płatnych zawodach, bo wtedy nie zostaje dość miejsca na wynagrodzenie za starania, dodatkowe kursy, szczególne kwalifikacje czy ponoszoną odpowiedzialność – ocenia.
Podkreśla też, że większa płaca minimalna to wyższe obciążenia przedsiębiorców, nie tylko na płace, ale i na ZUS.
Średnia płaca w budżetówce rośnie dwa razy wolniej
Nasz rozmówca dodaje też, że gwałtowny wzrost płacy minimalnej może wywołać poczucie niesprawiedliwości u wielu osób pracujących w sferze budżetowej.
Szczodrość rządu w podnoszeniu płacy minimalnej nie koresponduje z podobną szczodrością dla pracowników sfery budżetowej. W dwa lata te wzrosty to odpowiednio 43 proc. (19,6 proc. i 19,4 proc. ) i 21 proc. (7,8 proc. i 12,3 proc.). Średnia płaca od rządu rośnie dwa razy wolniej niż płaca minimalna. Czują to nauczyciele, urzędnicy czy ratownicy medyczni – wylicza ekspert Pracodawców RP.
“Błędne koło podwyżek płac i cen”
Ekonomista podkreśla też relację między wynagrodzeniem minimalnym a średnimi zarobkami Polaków. – Płaca minimalna jeszcze w 2007 roku wynosiła 35 proc. średniej. Do 2016 roku przekroczyła 46 proc. W tym roku stanowi ok. 47 proc. średniej. Czyli gdy kwota płacy minimalnej rosła umiarkowanie, przy niskiej inflacji, był to realny progres. Jego zdaniem teraz to błędne koło podwyżek płac i cen.
I będzie się ono zapętlać jeszcze bardziej. – W przyszłym roku płaca minimalna (4300 zł brutto) osiągnie 53-54 proc. średniej. Jest to sprzeczne z dyrektywą UE, którą Polska powinna wdrożyć przed końcem 2024 roku. Dyrektywa mówi o 60 proc. mediany lub 50 proc. średniej, a zatem 47-50 proc. średniej. 50 proc. średniej było odwiecznym postulatem reprezentacji pracowników w Polsce. 54 proc. to najwięcej w UE – mówi.
“Złota klatka dla etatowców”
Zdaniem Kamila Sobolewskiego gwałtowny wzrost płacy minimalnej może przynieść niespodziewane efekty.
– To eksperyment na żywym organizmie w czasie trwającego spowolnienia gospodarczego. To złota klatka dla etatowców i pułapka, groźba utraty dostępu do rynku pracy dla mniej wykwalifikowanych, mniej zdolnych osób w mniejszych miejscowościach z dala od aktywnych rynków pracy. To niesprawiedliwe spłaszczenie dochodów 2/3 Polaków zarabiających mniej niż średnia. I gwóźdź do trumny dla części drobnych przedsiębiorców. To coraz bardziej przyczyna, a nie efekt inflacji, która pożera nie tylko realną wartość rosnących dochodów, ale też majątków – wylicza przedstawiciel organizacji pracodawców.
Jego zdaniem takie tempo podnoszenia płacy minimalnej to dolewanie oliwy do inflacyjnego ognia. – Pogoń psa za własnym ogonem, gdzie z każdym krokiem cel (realny wzrost dochodów) odsuwa się w tym tempie, w jakim trwa pogoń (podwyższanie płac). Błędne koło w oparach przedwyborczej kiełbasy – mówi.
Szkodliwa dla gospodarki propaganda zamiast realnych działań ukierunkowanych na prawdziwy wzrost dobrobytu: wzrostu aktywności zawodowej, przemyślanej polityki migracyjnej, inwestycji i innowacji prywatnych przedsiębiorstw, stabilnego i przemyślanego prawa, poprawy edukacji, sprawnych sądów, niezależnych instytucji – podsumowuje Kamil Sobolewski.
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.